W związku z tym, że Rosjanie są najbardziej męczącym narodem jaki do tej pory poznaliśmy, ale jednocześnie wyjątkowym, zdecydowałam się napisać ten post. Przejechaliśmy dużą część Rosji, mieszkaliśmy w niej przez dwa miesiące, spotkaliśmy wielu różnych Rosjan z wielu różnych regionów.

W naszych podróżach ważni są tak samo ludzie, jak i odwiedzane miejsca, kultura, zwyczaje i oczywiście tutejsza kuchnia. Miło jest jak w obcym kraju ktoś się nami interesuje. Zagaduje, dopytuje, chce pomóc. Jako podróżnicy staramy się zostawiać po sobie dobre wrażenie, gdyż reprezentujemy również nasz kraj. Możemy swoją postawą obalać stereotypy o nas Polakach, albo je potwierdzać.

Dlatego nigdy nie zostawiamy po sobie bałaganu. Jedziemy zawsze z pozytywnym nastawieniem do ludzi, kraju i ich kultury. Okazujemy szacunek i akceptację inności i zwyczajów. Nie rozstrzygamy historii ani polityki. Mimo ogromnej ciekawości staramy się zadawać pytania nie powodujące dyskomfortu rozmówcy. Fajnie poznać tutejszych, dowiedzieć się czegoś od nich, doświadczyć jacy na prawdę są.

W Rosji to wszystko nie działa!!!

Nasze przekonania, jak trzeba się zachować, czego się spodziewać i wyobrażenia jacy są Rosjanie i jak nas przyjmą, nie sprawdziły się. Rosjanie nas i nasze wyobrażenia zrównali z ziemią. Do tego stopnia, że czasem byliśmy bardzo tym zmęczeni. Ale nic trzeba się z tym zmierzyć. Wstać z ziemi, otrząsnąć się z kurzu i po prostu to opisać.

Kiedy przemierzaliśmy Rosję, czasami przez 8h dziennie, a droga się dłużyła niemiłosiernie, przez zwężki, remonty i koleiny dojeżdżaliśmy na miejsce noclegowe, wytrzęsieni na wertepach i ledwo żywi. Marzyliśmy, żeby położyć się spać i wtedy zawsze pojawiał się jakiś Rosjanin, czasem już na nas czekał, bo wypatrzył nas z daleka. Chciał obejrzeć naszego kampera i obowiązkowo zrobić sobie z nami zdjęcie (najczęściej ja już bez makijażu i stanika, w gotowości żeby wziąć szybki prysznic i spać). Rosjanie zwykle mieli wtedy inny plan na nasz wieczór, częściej noc. Zdecydowanie noc! Tak po zmierzchu zaczynali się bardziej na nas czaić…

Musieli wypytać o szczegóły naszego życia i podróży. Interesowało ich wszystko, życie w kamperze, cały kamper, gdzie byliśmy, gdzie jedziemy, z czego żyjemy, nasza rodzina, poglądy polityczne, dosłownie wszystko!  I mimo, że to miłe jak ktoś się nami interesuje, to jednak codzienna prezentacja swojego domu i życia jest męcząca, a już tym bardziej po północy…

Jak męczyli nas Rosjanie?

Jednym z przykładów jest poznany w Irkucku Roman, który zaczepił nas na parkingu pod galerią handlową. Powiedział nam, że w tym mieście jest jedynie pięć Volkswagenów T4, a jak zobaczył, że nasz jest na polskich rejestracjach i do tego kamper, musiał podejść. Pooglądał kampera, pokazał swojego a’la kampera, dużo nowszego VW, ale tylko z łóżkiem. Kiedy już wypytał o wszystko przyznaliśmy się, że trochę nam się śpieszy, galerię zaraz zamykają, a my jesteśmy zmęczeni i głodni.

Powiedz Rosjaninowi, że jesteś głodny w jego kraju!

I się zaczęło. Opowiedział nam o wszystkich miejscach, gdzie warto dobrze i tanio zjeść, wypytał co lubimy, czego już w Rosji próbowaliśmy. Zarejestrowaliśmy wszystko, podziękowaliśmy grzecznie i przeprosiliśmy bo już ledwo staliśmy na nogach, nie mieliśmy siły jechać w polecane przez niego miejsca i oddaliliśmy się w stronę galerii. Mimo, że dalej coś tam wołał za nami, ze względu na porę, głód i zmęczenie, nie oglądając się za nim ruszyliśmy by jak najszybciej coś zjeść. Niestety tak nas zagadał, że wszystko było zamknięte.

Polak głodny, Polak zły. Wściekli wróciliśmy do kampera i opadły nam ręce. Roman dalej pod nim stał i do tego jak się później okazało z żoną! Myśleliśmy, że będziemy pokazywać od nowa Groszka jego żonie. Ja zaczęłam strzelać wzrokiem, niczym piorunami w ich stronę ponieważ z głodu zaczęło mi się już kręcić w głowie. Przejechaliśmy dziś mnóstwo kilometrów, poprzedniego dnia mieliśmy także intensywny czas, cały dzień nagrań w Wierszynie, zakończony ogniskiem z księżmi i zakonnikami, przybyłymi na uroczyste odsłonięcie pomnika upamiętniającymi pierwsze polskie ziemianki na Syberii.

A Roman jeszcze zaczął na nas krzyczeć. „Nie zamknęliście swojego kampera! Mogli Was okraść, ja tu stoję i Wam go pilnuje! Wy tak szybko poszliście, a ja chciałem Wam powiedzieć, że galeria będzie zamknięta … i nic nie zjecie!” Czizas! Nie można było tak od razu? Ze zmęczenia, głodu, późnej pory i najdłuższej prezentacji kampera na rosyjskiej ziemi, nie zamknęliśmy jednych drzwi. Z Rosjanami to jest tak, że oni wolno żyją i wolno myślą. Wystarczy im cierpliwie dać trochę czasu, a na pewno coś wymóżdżą. Roman pilnując naszego kampera przed kradzieżą, miał czas na przemyślenia.

Widząc nasze posępne, ziewające i słaniające się na nogach twarze zaczął nami dyrygować, a my się temu poddaliśmy bez słowa sprzeciwu. Kazał nam jechać za nim. Pojechaliśmy. Gdy wysiedliśmy, on wpadł do ostatniej otwartej restauracji, którą powoli zaczęli zamykać, sterroryzował personel i kazał im nas nakarmić, po czym powiedział, że on wychodzi bo ma sprawę do załatwienia. Obsługa asertywnie pokazała nam dania, które zdążą jeszcze szybko przygotować, a my bez większej refleksji wybraliśmy co bądź, byle było jedzeniem. Dania były smaczne, w rozsądnej cenie, my najedzeni i zadowoleni. Wyszliśmy razem z całą obsługą na ulicę.

Pod naszym kamperem stał znowu Roman z czołówką na głowie…

Podziękowaliśmy za opiekę i chcieliśmy iść spać. On zaczął znowu się wytrząsać, że jak za nim jechaliśmy zauważył, że spaliła nam się żarówka i trzeba ją natychmiast wymienić, bo dostaniemy mandat. Planowaliśmy to zrobić rano. Wiedzieliśmy o tym, nawet kupiliśmy przy okazji tankowania zapas, ale nie mieliśmy na to ani siły ani ochoty. A on na to TERAZ!

Zaczęłam się zastanawiać, czy to aby na pewno Rosjanin? Przetarłam zaspane oczy, wtedy dałabym sobie rękę uciąć, że to raczej Niemiec. Czułam się jakby to wszystko nie działo się na prawdę, a ja oglądam ” Listę Schindlera.” A może gram w niej jeńca wojennego… To jawa czy sen? Sama nie wiem, za bardzo chciało mi się spać. Było po północy. Czy ten dzień się nigdy nie skończy? Roman wytrząsał się dalej: „Otwierać maskę, wiecie ile u nas mandat?” On nam zmieni, on już przyniósł nawet swoją żarówkę, z domu jak jedliśmy w restauracji.

Czizasss!!!

Daniel wykłócił się, żeby jednak włożyć naszą, nałożył czołówkę i sennie wyjął pudełeczko. Roman w tym czasie zabrał mu żarówkę i pocisnął z nią w stronę maski kampera niczym zawodnik rugby. Wymienił ją i dumnie dalej skakał naokoło „Groszka”wypytując podejrzliwie czy mamy wymieniony olej i rozrząd. Bo jak nie, to tu i tu. Tam drogo, tam robią dobrze, a tam tanio. Ja ulotniłam się, żeby oszczędzić czas, pościeliłam łóżko i zaczęłam szukać czegoś by mu się odwdzięczyć. Znalazłam ostatnie piwo od Stasa, podałam je Romanowi, znowu dziękując za pomoc. On bez mrugnięcia okiem, przechylił butelkę i wciągnął je na raz. Moje senne oczy pierwszy raz od kilku godzin szeroko się otworzyły, a na twarz wrócił w końcu uśmiech, odetchnęłam z ulgą.

To nie film, to nie Niemiec, to na pewno Rosjanin!

Zastanawiamy się, czy przypadkiem nie zamieniliśmy się rolami?

Przecież to oni interesują nas. Przyjechaliśmy tu, by ich poznać, a nie oni nas… Chcieliśmy dowiedzieć się o nich więcej, a to oni chcą wiedzieć wszystko o nas. My nie jesteśmy przyzwyczajeni opowiadać o sobie, a już na pewno nie nowo poznanym osobom. Najczęściej to my pytamy, do tego przywykliśmy. To my jesteśmy Ci ciekawscy i bezpośredni. A tu zmiana o 180 stopni, nie zdążyliśmy pytania zadać, a Rosjanin czekał na odpowiedź na pytanie, które zadał zanim wysiedliśmy z kampera… Cały content naszego bloga i kanału na YouTube związany jest z karawaningiem i podróżami. Nie z naszym życiem prywatnym.

Rosjanie chcą wiedzieć wszystko! Robią to w tak miły, taktowny i swojski sposób, że dzięki nim uczymy się o sobie mówić i to coraz bardziej asertywnie i zwięźle. Są dociekliwi, bardzo bezpośredni, otwarci, mega komunikatywni, choć rzadko znają inny język niż rosyjski. Mają rewelacyjne poczucie humoru, są najbardziej kontaktowymi lokalsami jakich spotkaliśmy! Widać w ich mimice, wypowiedziach i sposobie komunikacji ogromną szczerość i dobre intencje. Są szalenie mili, gościnni i strasznie się cieszą, że do nich przyjechaliśmy. Ale rzadko są w stanie coś turystycznie doradzić, bo wielu z nich nie było jeszcze nawet nad Bajkałem…

Mają w sobie to coś, że mimo później godziny i naszych powiek na zapałkach, nie mówimy, „sorry bracie, ale my idziemy spać, wypijesz z nami kawę rano czy spotkamy się jutro?” Tylko stoimy i gadamy, bo miło się rozmawia z tak przyjaznymi i sympatycznymi ludźmi.

Druga sprawa jest taka, że kiedy wjechaliśmy do Rosji, no może nie od razu, bardziej w stronę Syberii, za Moskwą, zaczęły się dziać dziwne rzeczy… Nasilało się to zjawisko w Azji, a malało wraz z kilometrami przybliżającymi nas do Europy.

Bezustannie na nas trąbili… 

Głupio nam było, nie powiem. Więcej Groszkiem nie wyciągniemy przecież. Stówka na godzinę to jego maksymalna prędkość. Później coś nas tchnęło, że może coś nam odpadło, nerwowo się rozglądaliśmy, czy mamy zapalone światła, a może żarówka się spaliła. Nic z tych rzeczy, więc o co chodzi?

Rosjanie trąbili dotąd, aż im nie odtrąbiliśmy! Albo nie pomachaliśmy, a Rosjanin nie wystawił kciuka do góry za szybę. Oni nie machają tylko dają kciuka w górę. To Rosyjskie pozdrowienie! Przekaz jest taki: witajcie, super, że przyjechaliście, jesteście zajebiści, macie zajefajny domek na koleskach, fajnie w końcu widzieć rejestrację inną niż rosyjska. Dopóki się nie odwrócisz, nie uśmiechniesz albo nie pomachasz, będą trąbić jak opętani.

A teraz wyobraź sobie, że jedziesz przez Rosję w tą i z powrotem prawie 18 000 km i tak non stop, przez dwa miesiące, a co 20-ty kierowca w mieście i co 50-ty na trasie Cię pozdrawia… Na początku było to miłe, potem czuliśmy się już jak małpy w zoo, a potem się nimi staliśmy. Zaakceptowaliśmy to … Nie było wyjścia i tak jak oni są dla nas atrakcją, my jesteśmy dla nich.

1:1 Remis

Następna sprawa jest taka, że wielu Rosjan ma polskie korzenie. Dotąd nie zdawaliśmy sobie sprawy, że tak wielu Polaków przybyło do Rosji z własnej woli, kiedy sytuacja w Polsce była ciężka. Jedni za chlebem, inni żeby się kształcić, inni żeby rozwijać swoje zainteresowania, jeszcze inni przybywali tu za miłością swojego życia. Polaków z Rosją kojarzyliśmy głównie zesłanych na Syberię, jeńców wojennych itd. Okazuje się, że było równie wielu dobrowolnych emigrantów z Polski. Przez te wszystkie lata towarzystwo się wymiksowało i na każdym kroku poznawaliśmy Rosjan, którzy w swoich żyłach mają polską krew.

Byliśmy tym bardzo zszokowani. A jeśli byli to czystej krwi Rosjanie to albo mieli sąsiadów Polaków, albo znali jakiś Polaków i mają o nich bardzo dobre zdanie. W przeciwieństwie do Polaków jest w nich mniej stereotypów. Nie są uprzedzeni, oni nas Polaków bardzo lubią. Oni pamiętają o tym, o czym Polacy i nasi politycy coraz częściej zapominają. Jesteśmy bardzo podobni w wielu kwestiach. Poza tym możemy się tak łatwo porozumieć nie ucząc się nigdy wcześniej swoich języków. Jesteśmy Słowianami.

Rosjanie uwielbiają robić sobie zdjęcia…..

I to do tego stopnia, że wcale ich nie chcą…. Wystarczy, że na nich będą. Pozują, robią miny lub zaczepiają. Takiego zjawiska nie doświadczyliśmy w żadnym innym państwie. Nagminnie też proszono nas o pozowanie do ich zdjęć…  Zaczepiali nas przypadkowi ludzie, nie znający nas, nie zdający sobie sprawy skąd jesteśmy. Po prostu chcieli z nami zdjęcie. Nie pamiętam dnia, w którym ktoś nas nie zaczepił. Cały czas „100 pytań do” lub zdjęcie albo jedno i drugie.  Częściej niż gdziekolwiek proszą o zrobienie zdjęć, tak jakby dla nich bardziej wartościowe było ile osób będzie uwiecznionych na zdjęciu niż sama atrakcja za nimi. A jak widzą, ze masz aparat uznają Cię za profesjonalistę i zaczepią na pewno Ciebie, żeby powierzyć Ci swój aparat czy telefon 🙂

Jest takie powiedzenie w Rosji jeśli zdobędziesz serce Rosjanina, pozostaniesz w nim na zawsze

Nam się to udało. To właśnie w Rosji poznaliśmy przyjaciół, którzy zaprosili nas do swojego domu, znając nas kilka godzin. Przenocowali i ugościli. Przez cały pobyt pomagali nam załatwiać sprawy w Rosji i jak umieli, umilali i ułatwiali nam naszą podróż po ich kraju. Opowiadali o tym co mają na Syberii najcenniejszego, a co można spotkać wszędzie i taniej. Mało tego, kontaktują się z nami regularnie do tej pory pytając gdzie jesteśmy i co u nas słychać.

W żadnym państwie, które odwiedziliśmy nie poznaliśmy tak wielu, tak bardzo pozytywnie do nas nastawionych i  wspaniałych ludzi, a podróżujemy razem kilkanaście lat, po wielu krajach i wiele widzieliśmy. Jednym słowem według nas Rosjanie to najbardziej przyjazny naród z jakim mieliśmy do czynienia.

Artykuł powstał w ramach wyprawy Kamperem nad Bajkał, o której więcej tutaj (klik!)